copyright © www.latarnia-morska.eu 2018
Pierwiastki tytularnej sensoryki „Stanów zjednoczonych” nie pozostają dla Marka Czuku bez znaczenia. Swoją poetycką opowieść buduje bowiem poeta obok rzeczywistości barw, przemian natury i kształtów, zapraszając do tematycznej wędrówki przez przestrzeń masowej „dzisiejszości”. Jak jednak ta wędrówka wygląda? Jej aromatycznym początkiem zdaje się „picie wierszy gorących jak herbata”, liryków, które zapraszają do wzięcia głębokiego oddechu, zintegrowania myśli, powzięcia pierwszego łyku-esencji wierszy i poznania jej smaku. Gorycz życia, którego zwierciadłem jest liryka zdaje się być wykładnią sensu, którego poszukuje Czuku.
Stopniowe rozglądanie się po świecie odbywa się jednak poprzez sięganie do bogactwa kulturowego, wspominając chociażby wielkich romantyków (C.K. Norwida i jego utwór „W Weronie” czy A. Mickiewicza „Odę do młodośc”i) oraz ich kontynuatorów (J. Lechonia „Sprzeczkę”). Z pozoru naiwna relacja kochanków przedstawiona w wierszu „Wzrok” okazuje się cenną wskazówką do rozszyfrowania światopoglądu Czuku.
Jego bohater liryczny, patrzący głębiej, wybiegający poza racjonalizm, obserwujący „obłąkańczą grę pozorów”, która zdaje mu się prawdą, pragnący doświadczyć świata, chroniony przez „oko błękitu” to drugi poeta spoglądający na rzeczywistość inaczej niż jego ukochana. Romantyczna niemożliwość połączenia się zakochanych nie wynika jednak z szablonu zaczerpniętego z tradycji. Przyczyną jest aktualna kondycja świata, w którym oboje tkwią.
Kontynuację tego problemu niesie ze sobą wiersz z rzekomego cyklu pt. „Dotyk”. Romantyczny „ból istnienia” staje się przyczyną, dla której podmiot liryczny wiersza pragnie przezwyciężyć „gruboskórność” współczesnego świata. Sylwetka współczesnego człowieka to bowiem wytwór, z którego właściwym kształtem pragnie polemizować Czuku. Człowiek wpisany w świat „kolejnych majów i listopadów” zdaje się gubić w przestrzeni obojętności współprojektowanej przez nawiązania do filozofii Schopenhauera. Dysonans bohatera między odczuwaniem a nieczułym światem podkreśla metafora „przeciążonego mózgu”, nieustannego „uwierania, pieczenia i swędzenia”, których przyczyną jest rzeczywistość. Dlatego Czuku proponuje zawierzyć intuicji, poddać się samemu sobie, zyskując w ten sposób specyficzny rodzaj wolności – uległości samemu sobie i drugiemu człowiekowi.
Skrywa się w tym personalna strategia postrzegania świata przez poetę, postulującego przecież: „tylko podejdź bliżej i przytul się do mnie”. Nie jest to jedynie sentymentalna kreacja erotyczna, lecz postawa człowieka pragnącego oddać prawdę bytu. Swoje poszukiwania, przypominające Leśmianowskie dociekania, osadza Czuku na specyficznej, wyjątkowej epistemologii („Znikomiłość”). Na romantycznej kanwie toczy się opowieść o kochaniu („bez serc”, „bez ducha”), które w obecnych czasach jest znikome i nieistotne. Problem bezkresnej obojętności wobec drugiego człowieka to najistotniejsza kwestia przewijająca się w całym zbiorze. To dlatego mężczyzna i kobieta „niepoczęta i bezbożna” z wiersza, nieustannie i „bezpowrotnie się mijają”.
Świat Czuku jest czymś „nie-do”-pracowanym, „niedopyłem, niedomiłej” drugiej osoby, która oczekuje przez wieczność na spotkanie-spełnienie, które nie nadchodzi. Rzeczywistość poetyckiego „nie-do-bytu”, przestrzeń „niedomiłości” jest tym bardziej bolesna, bo nie mająca końca, jak w erotykach międzywojennych Lechonia ze „Srebrnego i czarnego”. Czuku stawiam zatem wyraźne pytanie, czy w dzisiejszym świecie istnieje zwyczajna miłość, oraz kolejne, jeżeli istnieje, to dlaczego zmusza się ją do tego, by inicjowana była przez amora strzelającego „powyłamywanymi wskazówkami”? W ten sposób ukazuje Czuku rozgraniczenie człowieka od człowieka „Bramą między nami” (Rozdział pierwszy tomu), która unicestwia bliskość, oddala, oddziela od siebie, unicestwia więź.
W kolejnym obszarze przemyśleń bierze pod rozwagę „Ten jeden dzień” możliwego porozumienia międzyludzkiego, próbując zrozumieć sens jego braku realizacji. W cyklu „Obywatele świata/Katechizm żebraczy (do fotografii Jacka Solińskiego)” poeta kontynuuje opowieść o dzieciach „lepszego” oraz „gorszego Boga”, dokonując wiwisekcji ludzkich relacji na przestrzeni ostatniego stulecia, czego świadectwem jest fragment „Biedny chrześcijanin patrzy na ulicę”, którego pierwowzorem jest tekst Jana Błońskiego „Biedni Polacy patrzą na getto”. Czuku pyta, kto jest winien cierpieniu dziecka, które wyciąga do niego już tylko „porcelanową rękę” i zdaje się odpowiadać z sarkazmem: „Przecież za to odpowiadają inni”. Najgorsze jest zbyt szybkie, związane z myśleniem powierzchownym, ferowanie wyroków. Dokonywanie oceny nie tylko bez namysłu, ale i bez empatii stanowi o największym przewinieniu wobec wszelkiego istnienia.
Za powyższym podąża kolejne pytanie poety o kondycję człowieka pełnego „antropocentrycznej buty” tak łatwo przyswajającego sobie własne „poczucie wyższości” w porównaniu do zwierzęcia, „któremu się nie powiodło”. Ta wyniosłość odbiera człowiekowi spójność wewnętrzną, czyniąc go istotą pofragmentowaną, ocalającą się jedynie w sobie i żyjącą jedynie dla siebie. Czy wobec tego „potrafimy się dojrzeć i porozumieć”, ponawia postulat liryk. Zginąć w upodobnieniu do reszty, zamienić się w „Plankton ludzi bez imion” to największa kara wynikająca z ludzkich dążeń („Upał”). To „uklasowienie” wtórne, rozumiane przez poetę jako proces pozyskiwania nowej, lepszej tożsamości, która ma charakter jedynie tymczasowy, daje stabilność w wielości. Według Marka Czuku „pominięcie niestandardowych”- największy problemat nowoczesności powoduje recesję światopoglądowo-moralną. Ci, „którym się nie powiodło” nie są w niczym gorsi, znajdują miejsce na wózek z „szaro-beżowymi kartonami”, których z kolei w życiu „planktonu” stanowczo zabrakło. Życie w „Stanach zjednoczonych”, czy to rozumiane dosłownie, czy też metaforycznie, zakłada postulat nierówności, niesprawiedliwości oraz niespójności systemowej stworzonej przecież przez niedoskonałego człowieka. Podążanie do „wirtualnego sztetl”, przywracanie pamięci i świadomości jednostki, nie tylko w obszarze tożsamości żydowskiej, wydaje się priorytetem ocalenia, którego „ślady” łatwo można zgubić, zatrzeć.
O jakie „Stany zjednoczone” chodzi jednak Markowi Czuku? Czy chodzi mu o Stany Zjednoczone Ameryki czy też może o inny rodzaj „stanowienia”? Czuku wydaje się zastanawiać nad zjawiskiem rozwarstwienia społecznego, czy jest zauważalne, w jakim stopniu się obecnie dokonuje, oraz czym jest masowość, w której zatraca się poczucie odrębności. Swoje rozważania zawiesza poeta między problemem rozwarstwienia a kwestią unifikacji, dążenia do utworzenia ideału przeciętnego odbiorcy. W Stanach, opatrzonych mottem – ostatnimi słowami Artura Rimbauda, liryk stara się ujawnić przed czytelnikiem „kolorowe konstrukcje (...) zza dekoracji”. Różnorodne stany (wyznania i nacje) wydają się podmiotem, do którego kierowany jest manifest poetycki dotyczący przemiany owej „nierzeczywistości”, która znajduje się na skraju wyczerpania. Czy jednak ludzkość i jej odczuwanie uratują „nowsze wersje znanych wizji”? Czuku pisze o bardzo głębokiej potrzebie zmiany optyki, spojrzenia na siebie samego z innej, nieznanej perspektywy, dlatego poczucie „alienacji” ze świata bohatera wydaje się szczególną determinantą jego jaźni.
To, co najbardziej niepokoi w świecie „Stanów zjednoczonych” to koncepcja powtarzającego się czasu, utrwalającego ideę masowości, niepozwalająca na jakąkolwiek zmianę. Twórcze odejście od reguły może być bowiem pierwiastkiem istotnym. Tymczasem podmiot liryczny, wielokrotnie zdystansowany do otaczającego go świata, zarzucił już chyba nadzieję na taką możliwość. Dlatego, zbierając resztkę sił, pisze w wierszu „***kielich cierpkiego wina...”: „Idź dalej tam, gdzie jeszcze ciebie nie ma”. To „wieczne teraz” może zmienić się nie tylko w naszych oczach, lecz tylko dzięki człowiekowi, który może nauczyć się nie tylko patrzeć, lecz widzieć, nie zatrzymywać się, lecz pozyskać umiejętność, by pójść dalej. To wielkie marzenie ma szansę spełnienia.
Anna Łozowska-Patynowska
Marek Czuku Stany zjednoczone – http://www.wforma.eu/stany-zjednoczone.html