copyright ©
Przegląd Polski 2011
Na zajęciach dla zaawansowanych studentów języka polskiego czytamy
Opowieści mojej żony Miroslawa Żuławskiego. W jednej z nich, pt.
Bilet, trafiamy na zwrot „gapił się, jak sroka w gnat”. To jeden z licznych zwrotów frazeologicznych, którym ze specjalną uwagą przypatrujemy się przy lekturze opowiadań. Studenci, choć z grupy zaawansowanej, nie rozumieją. Zwłaszcza że gdzie indziej natrafili już na wersję o sroce gapiącej się nie w gnat, tylko w kość. Sroka to głupstwo, wyjaśniamy: wrzaskliwa, krukowata, czarno-biała, z długim ogonem i w dodatku złodziejka (patrz opera Gioacchino Rossiniego
Sroka złodziejka). Angielski odpowiednik –
magpie. Z wyrażenia wynika, ze lubi się gapić, czyli wpatrywać uparcie, choć często bezmyślnie. Może w błyskotkę, którą za chwilę skradnie? Uzupełniając kolekcję polskich zwrotów frazeologicznych, dodajmy jeszcze „nie wypaść sroce spod ogona” – co znaczy być nie byle kim, wywodzić się z nie byle jakiego rodu, oraz „trzymać/ciągnąć dwie sroki za ogon” – czyli załatwiać jednocześnie kilka spraw. Ale ciągle pozostaje sprawa kości i ich trochę mniej eleganckiego synonimu – gnata.
Niespodziewanie z pomocą przychodzi najnowszy tomik opowiadań Anny Frajlich
Laboratorium (Wydawnictwo Forma, Szczecin 2010). Wprawdzie przeczytałam go już po zakończeniu semestru, ale polecam zeszłorocznym studentom jako świetną lekturę w ogóle, a uzupełnienie naszych studiów językowych w szczególności. Opowiadanie Szkielet liczy nie więcej niż dwie stroniczki; ale jakież tam bogactwo fantazji i ciekawej dla nas frazeologii! Streszczam tu Szkielet, a w cudzysłów biorę występujące w nim wyrażenia frazeologiczne.
Bohaterem opowiadania jest szkielet (czyli układ kostny, kościec po prostu) ukrywany – jak to bywa – w szafie. Siedzi tam od dawna, ale gdy nadchodzi stosowna pora i nastaje moda na ujawnianie tajemnic ukrywanych szafach, właściciel postanawia go wypuścić i otwiera drzwi. Nic z tego. Szkielet się zaparł i nie chce wyjść z ukrycia. Tak więc sprawa „legła kością (czyli przyczyna) niezgody” między właścicielem szafy i chowanym w niej kośćcem. Następują perswazje i okresy oczekiwania. Widocznie postanowił dać mi nauczkę, czyli „w kość” – rozumuje właściciel szafy. Sytuacja przeciąga się niebezpiecznie.
Niespokojny szkielet nocami tłucze się po szafie, jak „ból po kościach”, wywołując z kolei „mrowie w kościach” właściciela. Okazuje się, że kościotrup, „mimo długoletniego stania w szafie, miał jednak mocny kręgosłup”. Trwając w swoim uporze, twierdził: wyjdę, ludzie pogapią się, jak „sroka w gnat”, czyli uparcie choć bezmyślnie, a potem – czy „sam kości pozbierasz?”, argumentuje na rzecz pozostania w szafie. Może miał rację, bo moda na wychodzenie z szafy powoli mijała, coraz mniej pisano o niej w gazetach, za to w różnych grupach wsparcia dyskutowano już problem, jak bezpiecznie wyjść z szafy. Pojawiły się nawet przeciwwskazania. Zauważono nie tylko symptomy oporu wobec mody wychodzenia, bo „stare kości są wytrwałe”, ale także niebezpieczeństwo nierozważnego kroku, bo „każda kość ma swą złość” i „na dwoje kości wróżą”. Konsekwencją wyjścia mogły być depresje i inne niepożądane skutki. W końcu właściciel szafy zrezygnował, bo czuł „w kościach”, że szkielet nie ustąpi. Zakończenia opowiadania nie zdradzę, a dodam tylko, że dzięki Annie Frajlich szkielet-kościotrup, rzekomo „bez krwi i kości”, stał się wreszcie „kością pacierzową” literackiego utworu. „Psia kość!”. (...)
Krystyna S. Olszer
Anna Frajlich
Laboratorium –
http://wforma.eu/159,laboratorium.html