nowości 2025

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

"Koncert muzyki dawnej", https://sztukater.pl, 20.04.2025

copyright © https://sztukater.pl 2025


„Koncert muzyki dawnej” gra przed nami arcydzielny (od: arcydzieło, ale też trochę od: dzielny, jak się przekonamy) kantor, nadworny kapelmistrz Księcia Pana, znakomity Almayer, szacowny mąż Helgi Annayss, ojciec gromadki dzieci płci obojga, w tym ukochanej córeczki tatusia, najmłodszej Trudy, oddany Bogu, rodzinie, a nade wszystko muzyce. Lekko zagubiony pomiędzy obowiązkami a zamiłowaniami, choć w gruncie rzeczy i tutaj muzyka łagodzi ów dysonans. Przecież i ta pisana na zamówienie dworu czy innych ważnych osobistości, i ta grająca w sercu i pragnąca wydostać się na wolność, by zabrzmieć jeszcze mocniej, równie jest umiłowana i godna chętnych uszu.

„Tak, muzyka jest jak życie, bo ono samo jest muzyką; muzyka – rytm życia, ono samo też ma formę muzyczną; jeśli przyjrzeć się strukturze i konstrukcji życia nie sposób nie dostrzec jego polifonicznej kompozycji z wszystkimi jego wariacjami.”

Almayer przekonuje się o tym każdego dnia, a niedaleka przyszłość pokaże, iż wspomnianych fiksacji może być niewyobrażalna różnorodność. Kapelmistrz, dość już leciwy, przywykły do swego miejsca w społecznej hierarchii, gdzieś tam pośrodku, między wielkim państwem, a gorliwą służbą, zadowala się wspomnieniem młodości i związanych z nią uniesień ciała oraz ducha, pilnując jednocześnie bogobojnego i zgodnego z zasadami wychowania swojej trzódki, by żadne z dzieci nie przyniosło wstydu rodzinnemu nazwisku.

Tak oto leniwie, nieśpiesznie toczy się życie osiemnastowiecznego niemieckiego miasteczka, zwanego umownie Miastem, zapewne jednego z wielu podobnych w Księstwie, z dworską siedzibą, otoczoną uliczkami tonącymi w błotnej brei po ledwie zauważalnym nawet opadzie deszczu, z gwarnym rynkiem i pochyłymi dachami warsztatów i faktorii, dawno już wymagającymi naprawy. Monotonię przerywają niekiedy odwiedzające okolicę i później długo wspominane „jarmarczne teatrzyki, włoskie pantomimy”, zaś mury nie zakłócają widoku na panoramę rozciągającej się daleko żyznej ziemi i zielonych łąk, gdyż postanowiono, iż miasto pozostanie otwarte. Widoczna w oddali przestrzeń pozwala swobodnie płynąć myślom, a marzeniom rozwijać się w piękne opowieści. Raduje to także naszego znużonego życiem i co i rusz stawającymi mu na drodze przeszkodami, bohatera, tak przecież wrażliwego na piękno i harmonię.

„(…) lubił bowiem ozdobione obrazkami ściany, wcale nie dla pustej ozdoby `nic po nic`, ale by niejako przez obrazy móc zajrzeć w inną, inaczej dlań niedostępną rzeczywistość, własnym okiem doświadczać uchwycony i zaklęty w bezruch moment ruchu, chwilę, co choć przestała biec, mocą jego, obserwatora, żywej wyobraźni nadal biegnie, dzieje się, rozwija od tysięcy dni (…)”.

Muzyka rozbrzmiewa w głowie kantora, przenosząc się na resztę jego ciała płynnym rezonansem, nuty rozwijają na pięciolinii nieba zbudzone o poranku ptaki i owady, także te uwięzione w ozdobnych klatkach oranżerii „trzpiotne kolorowe papużki i papugi”, od czasu do czasu także donośnie śpiewa przepływający miedzy obłokami wiatr… Najpiękniejszą zaś wokalizę, kunsztowną i niezwykle ozdobną, tworzy sam tekst, jego długie, bogate frazy, rozbudowane przenośnie i malownicze opisy, przywodzące na myśl barwne obrazy holenderskich mistrzów z ich uważnością na szczegół. Nie sposób im się oprzeć, na nowo przywołują atmosferę dawnego czasu, gdy to eleganckie damy zawadzały trenami pastelowych sukien o różane klomby, muzycy w modnych perukach stroili cierpliwie instrumenty w pustawej jeszcze sali balowej, a ulice ze stukotem końskich kopyt przemierzały podróżne dyliżanse.

Na tym tle muzyka dawna jest całkiem współczesna, a naśladowanie dźwięków wiosny przez instrumenty w eksperymentalnym dziele księdza Vivaldiego zdaje się zupełnie nie na miejscu, czego zresztą nasz znawca i koneser Almayer nie omieszka wytknąć kompozytorowi w grzecznym, acz stanowczym liście.

Wielce rozkoszna to lektura, głaszcząca zmysły, cyzelowana na epokę, a nawet niby przejęta z ówcześnie sporządzanych zapisków, listów i innych pozostawionych potomności świadectw materialnych. Lubimy wszak opuszczać naszą męczącą, hałaśliwą, przyziemną codzienność, by, choć na krótko, przeniknąć przez płótno ekranu do świata pudru i kostiumu, albo właśnie otworzyć sobie furtkę czasu pomiędzy literami powieści i stanąć w zabałaganionej antykamerze mistrza, by podsłuchać jego rozmowę z odwiedzającym go w chorobie prałatem. Zaś aromaty i melodie unoszące się z zaokiennych pejzaży i wiszących na ścianie obrazów, lepiej robią starym i zmęczonym kościom, tak kantora, jak i jego gościa, niźli najprzedniejsze driakwie i modlitwy.

Opisywany świat żyje, ożywia się nawet to, co w nim zgoła nieożywione, jak sny i oleodruki, co sprawia, że granica między prawdą i fantazją lekko się zaciera. Pięknie też godzą się, nie wchodząc sobie w drogę, całkiem zrozumiałe i naturalne popędy ciała oraz te wyższe, godne pochwały i podziwu, zalety ducha. Życie jest przecież splotem wielu motywów, a prawdziwą sztuką jest zdołać je utrzymać w zrównoważonym contredansie.

W każdym godnym zapamiętania utworze musi mieć miejsce oczekiwana w napięciu kulminacja. W naszej opowieści zwieńczenie następuje w postaci Afery, 13 grudnia 1721 roku, w 60-tą rocznicę urodzin jego ekscelencji pana arcybiskupa, do której to uroczystości kantor wraz z Filharmonikami od jakiegoś już czasu sumiennie się przygotowuje. Wówczas to „mechanizm rzeczywistości czemuś się zaciął i zegar świata stanął, w jednym momencie wszystko wywróciło się do góry nogami (…)”, a o ludzką duszę zagrał znaczonymi kartami sam szatan.

Misternie skonstruowana, kunsztownie i ze smakiem ozdobiona, wystylizowana udatnie na żywcem wyciągniętą z osiemnastowiecznych diariuszy opowieść zachwyca i wciąga niczym magnes w opisywany świat. Każe też pochylić się nad złożonością ludzkiej natury, nad ścieraniem się i przepychaniem rozumu i dobrej woli z przyrodzonym instynktem i rozbuchaną emocją. Co zwycięży zależy czasem od przypadku, zbiegu wydarzeń, które lubią gromadzić się tam, gdzie ani trochę się ich nie oczekuje. No i może też trochę od celnego machnięcia diabelskim ogonem.
6/6
Doris


Andrzej Turczyński Koncert muzyki dawnejhttp://www.wforma.eu/157,koncert-muzyki-dawnej.html