copyright © https://dajprzeczytac.blogspot.com 2023
„Licytacja kamienia” sprawia mnóstwo satysfakcji. Sporo wymaga od czytelnika, ale wiele też oferuje w zamian.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to swoista korespondencja z motywami biblijnymi. Krok po kroku odkrywamy, jakie znaczenia pełnią tu wszelkie nawiązania i cytaty. Czy zatem i lejtmotyw zbioru – kamień, także należy odszyfrowywać właśnie przez pryzmat Świętej Księgi?
„Dokładnie wypełniam sobą wnętrze kamienia” – tak przedstawia się podmiot, który będzie naszym przewodnikiem po świecie poetyckim „Licytacji...”. Natychmiast przychodzą też skojarzenia z „żywym kamieniem” lub „kamieniem węgielnym”. Podmiot wspomina także o „toczeniu kamienia”, co z kolei budzi myśli o Syzyfie.
Jednak to aluzji biblijnych jest chyba najwięcej, m.in. „trzy dni”, „sieci ryb”, „mieć uszy by słyszeć”, „Barabasz”. To z jednej strony tworzy poczucie pewnej wspólnotowości, a podmiot i jego przesłania nabierają cech uniwersalnych. Z drugiej – autor pokazuje też możliwości języka, przełamuje schematy, korzysta z tego, co utrwalone, by opowiedzieć własną historię.
Autor konsekwentnie jednak porzuca te wyraźne nawiązania na rzecz osobistych doświadczeń podmiotu, wokół których skupia dalszą opowieść.
Męski podmiot Michała Filipowskiego wspomina. W tej opowieści na pierwszym planie jest on sam, nastoletni, a w tle dzieje się wielka historia. Losy jednostki nieodłącznie wpisane są w losy miejsca. I tak, choćby młodzieńcze pragnienia potrafią wiele powiedzieć o ówczesnym ustroju. To jest jedna z dominant tej poezji – komunikacja za pomocą codziennych rekwizytów, konkretnych sytuacji, poszczególnych uczuć, stanów emocjonalnych lub myśli.
Ta intymna podróż sentymentalna pokazuje proces poznawczy podmiotu. Opisywane zdarzenia nie tylko budują tożsamość „ja” lirycznego, ale dokładają cegiełkę wiedzy o świecie. Mężczyzna dostaje rozmaite lekcje – uczy się rozróżniać prawdę od mamideł, poznaje słodki smak miłości i gorycz odpowiedzialności.
Podmiot Filipowskiego jest zwolennikiem prostoty. Nie lubi komplikowania spraw, odrzuca mit Hamleta („żadnych dyskusji z czaszką w dłoni”). Przy tej okazji warto zatrzymać się nad kreacją podmiotu. Odnoszę wrażenie, że mamy do czynienia z kilkoma głosami, które mogą być – w jakimś stopniu, reprezentantami pewnych grup społecznych. A może to po prostu podmiot nieustannie zmienia kostiumy, przeobraża się, odradza? Ponieważ wiele z tych wyznań łączy się we wspólny mianownik, połączę te (potencjalne) podmioty w jeden byt.
A zatem główną bolączką jest samotność. Niekiedy podmiot wchodzi w relacje, ale nie zawsze prowadzą one do happy endu. Szczególnie skomplikowany ma stosunek do męskiego (?) adresata większości wierszy. Bo zwraca się też do jakiejś kobiety – z pewnością bliskiej, z która łączą go pozytywne wspomnienia.
Zwroty do mężczyzny, to prawdopodobnie dialog z ojcem. O tyle dramatyczny, że – jednostronny. Podmiot zmaga się ze śmiercią taty. Szuka wspólnych momentów, które będą kotwicą. Jednak pamięć podsuwa te ostatnio zapisane obrazy – szpitalne krajobrazy. Wydaje się, że to jakby finalne domknięcie ich więzi, naderwanej być może już nieco wcześniej.
Część wierszy jest być może zapisem swoistej żałoby. Podmiot szarpie się z rzeczywistością, cierpi. Ktoś jednak czuwa nad nim, to ta, która pyta „o imię i czy dwa plus dwa / to na pewno cztery”.
Jest w tym tomie taka ogólna atmosfera przegranej. Wiele się wydarzyło, obecnie też sporo się dzieje, ale jakby wszystko toczyło się w stronę pustki, utraty, zwątpienia.
świat ma swoje granice
wytrzymałości i swoje dno
wyżej nie uda nam się wskoczyć
(„***przypuśćmy że się zdecyduję” – fragm.)
Męski podmiot wyrzuca sobie m.in., że „nie opanował / dostatecznie sztuki chichotu”. W tym samym wierszu prosi: „nie pozwól mi uwierzyć we własną / beznadziejność”. I właściwie w każdym lirycznym spotkaniu widzimy go na krawędzi, między życiem a niebytem, trochę się wznosi, a trochę (więcej) jednak spada. Miota się w tej ambiwalencji i kto wie, czy to nie sprawia mu właśnie najwięcej cierpienia. Jest uwikłany w tragizm i nie potrafi uwolnić się z tego dramatu.
Szuka wokół punktów podparcia, nie znajduje. Sięga zatem do pokładów pamięci, ale z perspektywy ja dzisiejszego już wie, że i dziecięce wyobrażenia były tylko mrzonkami.
Wiele w tych wierszach intymnych wyznań. Stąd też pewna hermetyczność – domyślamy, że do części doświadczeń nie mamy wstępu, nie znamy kontekstu. Jednak Filipowski stara się nadać swoim tekstom charakter uniwersalny. Sięga m.in. po różne aluzje i (krypto)cytaty. Obok biblijnych, najwięcej jest literackich. I to nieco oswaja te przestrzenie, zamknięte w konkretnych przeżyciach podmiotu.
Kinga Młynarska
Michał Filipowski Licytacja kamienia – http://www.wforma.eu/licytacja-kamienia.html