copyright © "Nowy Napis Co Tydzień" 2023
W koncepcji „liberatury”, sformułowanej u schyłku XX wieku przez Zenona Fajfera, zostały reanimowane awangardowe postulaty, które przestały dziś rządzić czytelniczą wyobraźnią. Teksty futurystyczne jako element kształcenia polonistycznego pozostają w wyspecjalizowanym obiegu, nie zdarzyło mi się jednak zobaczyć „Mopsożelaznego piecyka” Aleksandra Wata w ręku przygodnego czytelnika, który poprzez lekturę tego tomu wzbogacałby swoją wrażliwość poetycką. Co innego w przypadku „Ciemnego świecidła”, ostatniego tomu tegoż autora. I choć w słynnym (i jakże prawdziwym) cytacie z Szymborskiej „niektórzy lubią poezję” nacisk semantyczny pada na „niektórzy”, co siłą rzeczy lokuje poezję jako gatunek na obrzeżach preferencji literackich ogółu społeczeństwa, żywię przekonanie, że czytanie wierszy ze swoistą „instrukcją obsługi” pozostaje ciekawym doświadczeniem, jeśli nie czyni się z tego normy.
„Pieśń słowronka” Zenona Fajfera już poprzez sam tytuł wywołała u mnie skojarzenie z Tuwimowskim „słopiewniem”, i o ile pierwszy cykl z najnowszego zbioru wierszy Fajfera („Bliskość”) nie odbiegał znacząco od współczesnej „normy poetyckiej”, o tyle wszystkie kolejne utwory należało osadzić w kontekście stanowiska programowego poety, który proklamuje liberaturę jako literaturę totalną, w której pomiędzy warstwą semantyczną słowa a układem graficznym tekstu oraz kompozycją książki zachodzą szczególne relacje. Z każdą kolejną stroną autor coraz bardziej stanowczo zaprasza czytelnika do zabawy w skojarzenia poprzez milczenie (pusta przestrzeń pod tytułem, jak chociażby w utworze „Kwarantanna [zamykanie Powiek] XII”), przekreślenie dat pod utworami czy poszczególnych bądź niemal wszystkich wyrazów w wierszu („Zasłony”). Nawiasem mówiąc, ów tekst może stać się przedmiotem badań humanistycznych, ponieważ koresponduje z „Żaluzją” Alaina Robbe-Grilleta, jednego z czołowych przedstawicieli nurtu nouveau romain, czyli nowej propozycji podejścia do fabuły i czasu w powieści. Praktyka pokazała, że stanowcze i pełne zerwanie z tradycją w obrębie gatunku nie zapewni lekkiego oddechu literaturze w sposób trwały i kształtujący nową normę. Pozostając przy „Zasłonach” Fajfera – dzięki zabawom graficznym (wspomniane już przekreślenia oraz pogrubienie pierwszych liter każdego wyrazu) – mamy co najmniej trzy możliwości: czytać utwór w całości, nie bacząc na przekreślenia, wyłuskać frazę poetycką poprzez wyodrębnienie nieprzekreślonych słów („W uchu mikroba / Czasu odłożyłeś / na ostatnią chwilę?”), ułożyć z rozsypanki pogrubionych liter ukryte przesłanie („Znowu musisz rano udawać że obok ktoś opowiada o budowlach Albionu mieszkała obok co noc obok”),nie mówiąc już o zestawieniu tych trzech splecionych ze sobą metatekstów (bo chyba tak je należy traktować), które po wstępnym uporządkowaniu da się czytać synkretycznie. Jest to niewątpliwie zabieg ciekawy, choć – w moim odczuciu – odbierający czytelnikowi prawdziwą wolność interpretacyjną. Zresztą w teorii komunikacji dysproporcja w poziomie zaangażowania interlokutorów w akt komunikacyjny (niedostateczne zaangażowanie jest równie niewskazane co zaangażowanie nadmierne) jest jednym z istotnych czynników zakłócających jego przebieg. Autor każdego tekstu literackiego wchodzi w dialog z czytelnikiem i zakłada pewną wspólną płaszczyznę porozumienia. W momencie, w którym oczekiwanie komunikacyjne nadawcy jest wygórowane, porozumienie z czytelnikiem zostaje zagrożone: spłyceniem lub dowolnością. Zakładam, że bez pogrubienia pierwszych liter każdego słowa z „Zasłon” może promil czytelników zadałby sobie trud prześledzenia, czy aby w wypowiedzi poetyckiej nie ma ukrytego komunikatu. Jako literaturoznawca z zainteresowaniem zajęłabym się badaniem większości tekstów ze „Śpiewu słowronka”, zaś jako czytelnik (nawet tak zwany „czytelnik zawodowy”) wolę zajmować się utworami autora, które nie wymagają „szkiełka i oka”. Bo na dobrą sprawę – jak to w poezji – chodzi o wypowiedzenie prawdy o emocjach, a wszelkie środki (poetyckie czy „liberackie”) prowadzą jedynie do osiągnięcia tego celu.
Zasadniczym tematem tomu Zenona Fajfera jest bliskość osadzona w czasoprzestrzeni pandemii. Poeta interesująco wykorzystuje paradoksy semantyczne: trochę tak, jak czyni to poezja lingwistyczna, ale – moim zdaniem – z większą poetycką swadą. Pierwszym (nadrzędnym) paradoksem jest poczucie zagrożenia bliskości wywołane przez kwarantannę, która przecież izolowała najbliższych od reszty świata. Wiersz problematyzujący, usiłujący tę niespodziewaną pauzę w normalności zrozumieć, „objąć” (bezdotykowo, jak to w pandemii), nosi przewrotny tytuł „Wszystko będzie dobrze”. Zawiera on powtórzenie tytułu po angielsku i włosku, zaś w dalszej części tomu mamy możliwość przeczytania tegoż utworu zarówno w przekładzie na angielski, jak i włoski oraz chiński. Kody językowe oraz zasada powtarzania jak zaklęcie frazy „wszystko będzie dobrze” w tych trzech językach nawiązują oczywiście do wydarzeń z wiosny 2020 roku. Wiersz ten przynosi różne zbliżenia (jak okiem kamery, bo przecież nie fizyczne, zasada DDM – dystans, dezynfekcja, maseczka) na obrazki prymarne, znane wówczas niemal każdemu: „dzisiaj w sklepach znów zabrakło / atestowanego powietrza / płaczącemu dzieciątku wyrwano płyn / do umywania rąk / próbujemy to zrozumieć / jakoś to wszystko objąć [...] // wszystko jest takie spęknione” („Wszystko będzie dobrze”). Zakupy w pandemii, przypominające zabiegi Noego, nazywa poeta „spisem okrętów”: „ryż makaron pesto pomarańcze ocet z drzewa oliwnego sos sojowy / cynamon nie tak blisko sos do spaghetti z ryżem znowu kaszle [...] lepiej odkażać się od wewnątrz cukier 5 kilo papier 5 kilometrów / czekolada kleik laurowy 5 palców jak ty to uniesiesz chleba nie ma / naszego” („Spis okrętów”). Nie brakuje jednak również zbliżeń wtórnych, na obrazki podpatrzone w apokaliptycznych wiadomościach: „więc śpiewamy / wychyleni z balkonów śpiewamy / frunąc nad pustymi ulicami zakazanych miast” („Wszystko będzie dobrze”). W takim podejściu rośnie poczucie rozdźwięku pomiędzy doświadczeniem a jego słowną reprezentacją. Czasem źródłem tego rozdźwięku jest człowiek ze swoim lękiem przed odrzuceniem: „badamy z czego zrobione są słowa / których powiedzieć / nie mamy odwagi / słodsze niż wszystko / i słowa które wypowiadają się same / w najsubtelniejszych odcieniach / goryczy” („Bliskość”). Czasem trudności sprawia niedoskonały kod, implikujący znaczenie odwrotne od zamierzonej treści: „Rozmyślamy o słowie obcować / o tym że największa bliskość opisywana jest / przez swoje przeciwieństwo („W piękny ranek majowy”). Człowiek podejmuje więc syzyfową pracę rozłupywania paradoksów, jak w innym utworze: „próbujemy kiepsko żartować nucąc kołysankę / zanuć to sam – zanuć jak mija Bezczasowość” („Tort urodzinowy”).
Szczelina pomiędzy jaźnią a podświadomością, pomiędzy deskryptywnym słowem a jego niejednoznaczną treścią jest kluczowa w narracji poetyckiej autora „Pieśni słowronka”. Strategię tę dostrzec można już w samym tytule tomu. Na czwartej stronie okładki autor zamieścił fragment z „Romea i Julii” w przekładzie Józefa Paszkowskiego. Krótki dialog zakochanych pragnących bliskości (obcowania?) rozgrywa się w poczuciu zagrożenia przed wścibskim okiem. Słowik i skowronek – nocny śpiewak i zwiastun świtu – swoją obecnością odmierzają bezpieczny czas spotkania: „Skowronek to, ów czujny herold ranku, / Nie słowik: widzisz te zazdrosne smugi, / Co tam na wschodzie złocą chmur krawędzie? [...] Chcąc żyć, iść muszę lub zostając – umrzeć”. I to właśnie ta osłonięta mrokiem nocy tajemnica dwojga zakochanych z czasem ma stać się hymnem pochwalnym miłości jako takiej, wypowiadanym pod każdą szerokością geograficzną innym kodem językowym, ale identyczną treścią. Zatem tytułowy słowronek jako symbol międzyczasu, międzyprzestrzeni, międzysłowności, wyznacza obszar poetyckiego zainteresowania Zenona Fajfera, który w tej roli spokojnie może być odbierany jako uniwersalna figura poety.
Zabiegi podważania słów idą w parze z czułym podpatrywaniem malutkiego życia, nieświadomego anormalności czasów, które przypada na okres jego niemowlęctwa: „nasze uśmiechnięte Dzieciątko jeszcze o niczym nie wie // jeszcze nie wie że tamten dziwny świat za oknem / zniknął [...] patrzymy jak podnosząc lalkę stawia pierwszy krok / jak mrucząc niezrozumiałe zaklęcia poznaje smak / zamkniętych drzwi i przypadkowo otwartych książek” („Stwarzanie świata”). Piękny wiersz „Środek lekkości”, dedykowany „jeszcze Bezimiennemu”, przedstawia tego niewidzialnego bohatera, którego odrębność będzie wyrastać z czegoś więcej niż „my”: „my to coś więcej niż ja i więcej niż ty / i więcej niż ja i ty / chociaż nikogo więcej tu nie ma” („Środek lekkości”). W tym przewrotnym tomie zamiast epilogu mamy prolog – pozbawiony słów, ale przesycony znaczeniem. Kod QR odsyła do nagrania na YouTube z gaworzeniem Maleństwa, owocu bliskości i obco-wania. Dźwięki wolne od treści, ale pełne znaczenia miłości, zdrowia, sytości i bezpieczeństwa, dopiero z czasem przekształcą się w zalążki słów, które znów trzeba będzie rozłupywać, by zbadać modalność wszystkiego, co „pomiędzy”.
Halina Surowiec
Zenon Fajfer Pieśń słowronka – http://www.wforma.eu/piesn-slowronka.html