Karol Samsel Autodafe 8
Karol Samsel Autodafe 8
Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy
Edward Balcerzan Domysły
Henryk Bereza Epistoły 2
Roman Ciepliński Nogami do góry
Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3
Anna Frajlich Odrastamy od drzewa
Adrian Gleń I
Guillevic Mieszkańcy światła
Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden
Tomasz Majzel Części
Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła
Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta
Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu
Karol Samsel Autodafe 7
Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III
Marek Warchoł Bezdzień
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
copyright © https://sztukater.pl 2025
Czy zastanawialiście się może, co byłoby, gdyby teraz właśnie Zbawiciel przybył na ziemię, by po raz kolejny uratować ludzkość? Ludzkość, która błądzi coraz bardziej, zamiast w wartości, wierzy w rzeczy, nie zastanawia się nad światem ani tym bardziej nad swoim postępowaniem i jego konsekwencjami. Ludzkość, która zapewne ani tego przyjścia nie zauważy, ani go nie doceni, chcąc jak najszybciej dopełnić formalności rytuału i zająć się swoimi sprawami.
Wyobraził to sobie Dariusz Muszer. Tak więc „Na początku było lądowanie. Potem inne słowa, które powoli wyłaniały się z rulonu księgi”. Księga być musi, bez niej nie byłoby wszak historii. Nie razi nas wcale zaistniały ciekawy dysonans, gdyż nie sposób nie zauważyć, że dawne podania i legendy, biblijne sceny, nowotestamentowe przypowieści, wrzucone w rzeczywistość pomiędzy czasami, ni to średniowiecze, ni to współczesność (samoloty, karabiny maszynowe), ulegają deformacji i specyficznemu przetworzeniu. Jeśli więc nasz Niebieski oczekiwał czystej powtórki sprzed ponad 2 tysięcy lat, to musiał szczerze się zadziwić.
W ogóle jakiś taki leniwy ten nasz Niebieski, niepewny siebie, nie do końca ufający swoim zleceniodawcom z Centrali (czyżby Niebo było jakąś formą organizacji wywiadowczej?) Nawet obmyć się w ruczaju nie chce, choć to przecież jego podstawowy obowiązek po przyjściu na ziemię. Człowiek, który Żywi się Miodem i Szarańczą (Jan Chrzciciel w domyśle) musi użyć siły, choć nie jest do tego przyzwyczajony. Później nasz Niebieski, zupełnie niczym wraży poganin, trzy razy spluwa za siebie, by od uroku się uchronić, w wodzie farbę niebieską puszcza, niby farbowany lis i stale rozgląda się na boki w poszukiwaniu ziejącego ogniem wroga. Ekscentryk to, czy uderzony mocno w głowę? Coś tu widocznie jest nie tak...
Dariusz Muszer w krzywym zwierciadle pokazuje nam zarówno istoty niebiańskie (Niebieskie), jak i ludzi. Niebieskich zesłanych na ziemię jest dwóch. Nie wiedząc wzajemnie o sobie, nieoczekiwanie wchodzą sobie w drogę i ulegają silnej zazwyczaj pokusie rywalizacji. Czyżby ludzie nagrzeszyli tyle, że nie wystarczy im już jedno wieczne zbawienie? W dodatku nie tylko trzeba ten bolesny akt powtarzać, ale jeszcze mnożyć liczbę zbawicieli, gdyż jeden jest na taki kryzys zbyt słaby! A może jest to swego rodzaju talent show – kto będzie lepszym zbawicielem, ten zwycięży? Zdezorientowani ludzie niby wiedzą, iż niebo przyjdzie im z pomocą, niby oczekują jego wysłannika, a jednak okazują się niewdzięczni i podejrzliwi, krzycząc wściekle: „Ludzie, ludziska moje! Ten to bez papierów przyjechał i za zbawianie się bierze! Ludzie, musi że to jakiś szaleniec! Albo i co gorszego!” Porządek musi być, jak tak można bez dokumentów i pozwoleń, niby jakiś ichni cudzoziemski zaprzaniec! A w ogóle to zbawiać można, proszę bardzo, byle tylko od ludu wdzięczności nie oczekiwać. Nigdy obdarowany nie będzie do końca zadowolony, dostanie palec, to ugryzie rękę i utoczy bezcennej, niebieskiej krwi.
Niebieski zbiera uczniów do walki z wrogiem. Trzy razy po sześciu. Ci idą niechętnie, przymuszeni, buntujący się. Doskonała jest przy tym gra autora z kulturowymi archetypami, zachwyca cudowna intertekstualność tej opowieści, w której znajdzie się miejsce dla motywów biblijnych, legend i podań ludowych, aury superbohaterskiej niczym z nowoczesnych komiksów, czysto słowiańskich zapożyczeń oraz literackich przeinaczeń, wspaniałej zabawy słowem, obrazem, alegorią i baśnią. Chwytamy te pojedyncze elementy, wyplątujemy je starannie z szalonej układanki, analizujemy, uruchamiamy wyobraźnię i talenty detektywistyczne, by za owymi nitkami podążyć i nie zgubić się w labiryncie znaczeń.
Tak więc wysłannikiem niebiańskim (o ile tym właśnie jest tajemnicza Centrala) na ziemi opiekuje się czarownica, przemieszczająca się na miotle, wehikule co prawda złośliwym, ale za to z turbodoładowaniem. Sam Niebieski spływa na ziemię na spadochronie, jego misja jest supertajna, wrogów wyczuwa węchem na kilometr i kryje się przed nimi niczym rasowy as wywiadu, taki swojski 007. Sam zaopatruje się w gadżety mocy, będące połączeniem symboliki nowotestamentowej i czysto ludowej, a więc w zaczarowany kwiat paproci, a także chleb, zsiadłe mleko i sól, które może dowolnie pomnażać, zamieniać w morze i góry, czy też za ich pomocą wszczynać śmiertelne potyczki (wszyscy wiemy, co może rozsypana sól). Zostaje też obmyty w wodzie przez Jana Chrzciciela, którego głowie obiecuje godny pochówek. Pośród jego uczniów idą w jednym rzędzie Wyrwidębczak i Waligórzysko, Jaśko z pawim piórem na czapce i zdradziecki Jezudas ze swoimi pocałunkami śmierci. Niebieski wyręcza też św. Jerzego, ucinając smoczysku siedem łbów, a także uwalnia Baltiego od problemów trawiennych, mówiąc przy tym: „A teraz, Balti, wstań i nie pierdź więcej”. Taki to świat, który w miejsce poważnych królów: Kacpra, Melchiora i Baltazara ma własnych, wiecznie skłóconych: Kacpiego, Melchiego i Baltiego. Zaś nie znający wdzięczności chłopi przykuwają biednego Niebieskiego do drabiny (symbolu walki z wrogiem), by ten, udrabinowany, wniebowstąpił.
Czyżby ludzkość, wyzbyta dobrych uczuć, nie była warta zbawienia? Może nie ma już kogo zbawiać? Pojęcie dobra i zła zdewaluowało się, ludzie nie potrzebują bogów? W takim razie, cóż, „z próżnego i Salomon nie wypróżni się”, zaś księgom nie wolno ufać. Wszyscy wiemy, iż „Jeśli zmyślisz, ludzie uwierzą, jeśli napiszesz prawdę, będą wątpić i posądzać cię o zmyślanie”.
Niebieski to bardzo udany, nasz polski Monty Python, silnie podszyty Mrożkiem. Satyra niezwykle złośliwa, ubrana w metafizyczną, pstrokatą, zszytą z rozmaitych łat szatę. O dziwo, kawałki te, wyimki z Nowego Testamentu i z legendy, z bajki i z „Wesela” Wyspiańskiego, religijne i świeckie, rodem z Ziemi Świętej i z zabitej dechami polskiej wioski, świetnie do siebie pasują, niemal nie widać łączących je fastryg, tworzą jedną, intrygującą całość, materiał, który mocno nas drapie, powodując niemiły świąd skóry.
Dariusz Muszer do absurdu i groteski ukazanego świata idealnie dopasował wystylizowany na chłopską, nieporadną nutę język. Prosty, pełen powtórzeń i wyrazów dźwiękonaśladowczych, jednak przy tym barwny, soczysty i emocjonujący. Odnosimy więc wrażenie ludowej przypowieści, wartko biegnącej swoim torem, obojętnej na komizm sytuacji i wszelkie jej nonsensy, nie mającej nawet czasu na wyrażenie zdziwienia ani na szok, wobec mnogości zdarzeń, jakie rozgrywają się wokół postaci głównego bohatera. Doskonała zabawa konwencją i treścią nie przeszkadza jednak temu, co najważniejsze, zadumie nad kondycją człowieka i świata.
6/6
Doris
Dariusz Muszer Niebieski – http://www.wforma.eu/31,niebieski.html