copyright © "https://pok-prudnik.pl/pok-lekturnik.html" 2021
1.
Poezja Marii Bigoszewskiej w dotkliwy sposób opowiada o ograniczeniach jakie niesie w sobie egzystencja wpisana w ciało. Świadomość ciała rodzi fatalność. Kobieta wydaje na świat wiersze i traci w milczeniu kolejne słowa. „Żadne łzy nie ukoją rzeczy bolesnych” – mówi ich bohaterka. Odwiązuje kolejne supły wiążące ją z życiem, zdziera przy tym naskórek i nie daje po sobie poznać bólu. „Wybrać pewność, że nic oznacza nic”. To wynik ostatecznego rachunku i zadanie wciąż do odrobienia. „Dla człowieka obolałego relacja z własnym ciałem oznacza nieustanną percepcję samego siebie, a wówczas ból staje się cierpieniem”. Język bólu artykułuje wiele tonów i półtonów, które należy usłyszeć. Iwona Smolka lata temu pisała: „Niemal każdy utwór Marii Bigoszewskiej jest niepodzielny”. Dziś byśmy dodali: niezbędny. Tkwi jak drzazga pod skórą. Boli.
2.
Czas i choroby redukują nas do kropki. To wiersze o traceniu siebie, dni, wersów. Nad obojętnym niebem, przesłoniętym kurzawą z prochu. Uczenie się zapominania to lekcja pożegnań: zawsze trwałych, separujących od treści, chwilowo odroczonych. Ból może kaleczyć język, wersy bywają wtedy bardziej podatne na zranienia. Nieobecność jest ich przeznaczenie, niepewność to ich los. Umiemy ocalić tylko konwencję, resztą zarządza umowność. Jedyną stałą jest niestabilne życie. W wyrwach i brakach odpowiedzi znajdujemy nasze fotografie. „Linię losu przenika rdza”. Nie dowiemy się skąd przychodzi światło i dokąd zmierza mrok. Dlaczego głodu sensu nie da się zaspokoić? Dlaczego błogosławiona ziemia nie odwzajemnia miłości? Doskonałe są tylko grzechy, a prośby o lepsze jutro, nigdy niewysłuchane. Zaciekle dbamy o niepamiętanie. Czy warto? Czy umiemy ocalić to, co niczyje?
Kto nie miał w życiu nic,
posiadał życie. Lecz czy je wybrał? Kiedy?
Sowo, jaskółko, wrono. On nie wie. I wy też.
3.
Pisanie poezji jest zajęciem organicznym, anektującym biologię do swoich nocnych i dziennych spraw. Repetą z niepoznawalności. Wersy tyle samo zakrywają, co odsłaniają. W ich prześwitach mieszka skulone światło, nakryte pledem – szarą troską bijącą od wszystkiego, co można mieć (za swoje). Poezja dolorystyczna jest dyscypliną samotności. W „Głodnym wersie”, rozpoczynającym tomik, czytamy:
Kobieta karmi swoje ślepe ciało
i wsuwa się do środka
wiersza powoli, palec po palcu,
mówiąc: zrób to ze mną.
Zrób to ze mną bez słowa,
przenieś nad pustą kartką.
4.
Poezja pogodzona z krańcami, w chybotliwym świecie, jak mało która, pewna, że rufa wiersza w końcu rozbić musi się o skały. „Zgoda, ciągle istnieję. / Tylko po co?”. To liryka ostatecznie bezbronna i definitywnie porażona śmiertelnością. Wyciągamy ręce ku światu i nigdy nie wiemy, co weźmiemy (do siebie), a co zostanie nieodkryte. To literatura pewna kresu i świadomie wyzbywająca się zbędnych retuszy. Mowa o wierszach nagich, obnażających złudzenia, dających głos niewygodnym prawdom. Gęstych jak woda zamarzająca w przerębli. To poezja bolesna, w swojej cielesnej nagości, nieszminkowanej pocieszeniem. To wiersze harde, o dobitnie pewnej kropce, poza którą nie zostanie nawet biel kartki. Minimalistycznie poprowadzone w słowach, przejmująco negujące wszystkie konsolacje. Siła frazy Bigoszewskiej polega na oszczędnej linii, zawiązanej w supeł. „Poezja Marii Bigoszewskiej w tym węźle łączącym jawność i skrytość jest jedną z najbardziej tajemniczych”. Nie zaciśniemy go bardziej, a próbując go rozplątać, zaczynamy odczuwać ból. To historia samotnego ja porzuconego w ciele. Głos drżący od zimna, wyściełany piwnicznym chłodem. Niecierpiący na nawroty nadziei. Posłuchajmy „Głosy”, zmierzając w znajomy brak odpowiedzi – bez żalu, z troską o znaczenia:
Znów słyszę coś, czego nie ma.
Ktokolwiek mówi do mnie z ciemności – nie,
nie rozumiem. Być może prosi,
by ze mną pójść lub by go trzymać za rękę.
Lecz wracam sama i czuję tylko ulgę,
która nie przeciska się przez usta.
Bartosz Suwiński
Maria Bigoszewska Złodziejska kieszeń – http://www.wforma.eu/zlodziejska-kieszen.html