copyright © https://dajprzeczytac.blogspot.com 2023
Tytuł zbioru Andrzeja Kopackiego to pierwszy przystanek podczas lektury. Zapewne wszyscy jesteśmy teraz jeszcze mocniej wyczuleni na hasło klucz, jakim jest wojna.
Autor podzielił „Życie codzienne podczas wojny opodal” na cztery części. One tworzą całość, dopełniają obraz świata poetyckiego, ale są też odrębnymi bytami – każda bowiem charakteryzuje się nieco innym stylem. Kopacki stopniowo przechodzi od krótszej formy do dłuższej, od poezji do prozy poetyckiej.
Wiersze z „Atlasu stworzeń domowych”, co sugeruje tytuł, są migawkami, w których pojawia się jakieś żyjątko. Nie są to jednak liryczne portrety zwierząt. To pełne tajemnicy i niepokoju opowieści. Autor wybrał nieco zaskakujące stworzenia do opisu, czyniąc z nich jednocześnie pewien symbol. Pochyla się nad tymi drobniejszymi istotami, które służą mu do zbudowania poetyckiego napięcia czy choćby do porozmawiania o współczesnym człowieku, który nie zauważa, że obok żyją też inne gatunki.
Wspólnym mianownikiem wszystkich tekstów jest zaskoczenie. Kopacki wybiera różne rozwiązania, wprawiając czytelnika w zdumienie, zachwyt, konsternację. W zasadzie to nigdy nie wiemy, kiedy zostaniemy zmuszeni do spojrzenia na wiersz w nieco innej strony. Bo jednak potrzeba nieco otwartości i fantazji, by wysłuchać wyznań m.in. jakiegoś insekta czy pochylić się nad tęsknotą za ogrodowym krasnalem.
Ta część zbioru to bez wątpienia zbiór starych pocztówek. To wspomnienia z dzieciństwa, w których zapisało się wiele ludzkich historii i jeszcze więcej emocji. Ileż cudownych opowieści może kryć się w odnalezionym przypadkowo starym odważniku? W przedmiotach codzienności bowiem zaklęta jest magia przeszłości. I jak dodaje podmiot: „Metafory kryją się po strychach”.
Dla każdego czytelnika zapewne nie lada gratką będą wiersze o... książkach i czytaniu! Podmiot Kopackiego jest wytrawnym smakoszem słowa, nawet jeśli czasem zdarzają się „książki na zamek błyskawiczny”:
Jak nie idzie, to
Nie szarp się, spróbuj
Jeszcze raz, delikatnie, a nuż
Puści. Trochę się pomęcz,
Ulga będzie tym większa.
Bywa, że jak się zatnie, to
Nie puści. Nie rozbierzesz jej.
A tak by się chciało pojąć i –
Nie wychodzić z podziwu.
Czasem warto przez głowę.
Byle do celu. A czasem
Lepiej zrezygnować z negliżu:
Im bardziej tekst-t-t-
Tylnie, tym bardziej sexy.
Wieje od morza,
Nie rozbieramy się,
Piasku na każdej stronie więcej
Niż liter i nic nie trzeba pojmować.
I tak, z tematu na temat, przechodzimy do zagadnień filozoficznych. (Choć czyż nie wszystko nimi było w swojej istocie?).
Jeśli czytelnik, mimo wszystko, nie dał się zaskoczyć do tej pory, to w sukurs przychodzi autorowi część kolejna. „Ludzie ze spiżarni” zadziwiają bowiem jeszcze mocniej!
Andrzej Kopacki pokazuje tu, że poezja jest bytem niezwykle pojemnym i gościnnym. Wprowadza w swoje ramy tak niepoetyckie rekwizyty jak np. cukinia, salceson, jajo z majonezem czy kiełbasa z musztardą! To oczywiście elementy wprowadzające odrobinę humoru. Jednak nie tylko pełnią funkcję żartobliwego dodatku – w dość przewrotny sposób charakteryzują ludzi, określone postawy i pewien wycinek świata.
Charakter wierszy zmienia się w kolejnej odsłonie. Tytułowa część zbioru przynosi już bardziej bliskie czytelnikowi rozpoznania. Tu Andrzej Kopacki chwali się przenikliwym spojrzeniem i czułym uchem. Wyłapuje wszelkie współczesne tendencje, zauważa zatrważające dążenia.
To porażające wiersze. Swoisty liryczny strumień świadomości. W jednym wierszu podmiot obnaża wszystkie myśli – o sprawach powszednich, troskach codziennych i tych nadzwyczajnych, do tego dochodzą wiadomości z kraju oraz ze świata. To, co ważne miesza się z banałem, sacrum z profanum, nad rzeczami wielkimi przechodzimy do porządku dziennego. Komunikujemy się hasłami, ba, myślimy hasłami. W tle tego ciągu i natłoku myśli raz po raz rozbłyska iskra z frontu. Owo „opodal” to przecież Ukraina.
Tom zamyka cykl prozy poetyckiej (o eseistycznym sznycie) – „Rudisy”. Podmiot wykłada tu swego rodzaju credo poetyckie. Objaśnia genezę lirycznych „rudisów”. Znajduje je m.in. w „jadłospisie”. Wymienia zatem źródła, cele, ale też pułapki. Tworzy definicje, jak choćby w „Malkovichu w fularze”:
„Wiersz to słowa i trochę muzyki, brzmień, zwłaszcza rytmów; obraz jest jakby na innym piętrze albo ciut przesunięty w czasie, bo w słowach się inkubuje, a inkubacja trwa. Za to muzyka jest od razu; jak dobrze pójdzie, to słychać ją i widać”.
I nieustannie pogrywa sobie z przejętym czytelnikiem. Przede wszystkim swoją kreacją, bo czymże jest podmiot, jeśli nie zbiorem słów, które trzymają odbiorcę w szachu? Duża przyjemność z lektury!
Kinga Młynarska
Andrzej Kopacki Życie codzienne podczas wojny opodal – http://www.wforma.eu/zycie-codzienne-podczas-wojny-opodal.html