Karol Samsel Autodafe 8
Karol Samsel Autodafe 8
Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy
Edward Balcerzan Domysły
Henryk Bereza Epistoły 2
Roman Ciepliński Nogami do góry
Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3
Anna Frajlich Odrastamy od drzewa
Adrian Gleń I
Guillevic Mieszkańcy światła
Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden
Tomasz Majzel Części
Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła
Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta
Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu
Karol Samsel Autodafe 7
Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III
Marek Warchoł Bezdzień
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
Pewnego dnia ptaki miały uczyć się śpiewać. Musiały wzlecieć do nieba i uważnie przysłuchiwać się, jak aniołowie w raju będą muzykowali. Pomysł spodobał się ptakom, toteż wszystkie poleciały. Gdy przybyły, aniołowie stroili właśnie swoje skrzypce.
Gdy Pan Jezus i święty Piotr wędrowali jeszcze po ziemi, przybyli pewnego dnia do kobiety, która stała przy dzieży i zagniatała ciasto. Na głowie miała czerwoną czapkę. Jako że obaj wędrowcy przez cały dzień przebyli szmat drogi i mocno zgłodnieli, Pan Jezus poprosił kobietę o kawałek chleba.
Bano się mnie i poważano,
a za plecami nazywano Żelazną Felicją Od Spinaczy.
Byłam zawsze lepsza od innych,
przez czterdzieści lat opuściłam tylko trzy dni w pracy,
jeden na śmierć ojca, jeden na matki, jeden na brata.
Gdy zatrzasnęły się bramy koszar,
moje życie skończyło się.
Stałem się kawałkiem czerwonego mięsa w czapce.
Znaliśmy się od dzieciństwa,
razem chodziliśmy na jagody i nad rzekę,
naszą rzekę prawdy i tysiąca przysiąg.
W szkole siedzieliśmy w jednej ławce,
a Franek zawsze odnosił mój tornister do domu,
wcale się tego nie wstydząc.
Moje ręce nie trzymają już kilofa,
a żona od lat nie gotuje.
Mści się, choć kluski są niewinne.
Gdy ten, co mnie zgwałcił, wychodzi,
cieszę się, że będę miała chwilę dla siebie
i że nie będę musiała wysłuchiwać jego milczenia.
Pomyliłeś się, Orfeuszu:
nie ptakiem byłam, a skrzepem nieba.
Ptaki spadają z nieba jak anioły,
ziemia chętnie je przyjmuje.
Ich martwym skrzydłom brakuje pamięci.
Haiku zimowe z tomu "Księga wzgórza".