Karol Samsel Autodafe 8
Karol Samsel Autodafe 8
Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy
Edward Balcerzan Domysły
Henryk Bereza Epistoły 2
Roman Ciepliński Nogami do góry
Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3
Anna Frajlich Odrastamy od drzewa
Adrian Gleń I
Guillevic Mieszkańcy światła
Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra
Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji
Zdzisław Lipiński Krople
Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden
Tomasz Majzel Części
Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła
Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta
Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu
Karol Samsel Autodafe 7
Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III
Marek Warchoł Bezdzień
Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane
Oczywiście mój dziadek od strony matki nie nacieszył się majątkiem, który zgromadził. Zaledwie kilka lat prowadził sklep we własnej kamienicy, nim go znacjonalizowano. I dopiero jego dzieci po 1989 roku odzyskały ów majątek, już z całym etosem utraconego dziedzictwa. Niczym szlachecki ród, który wraca – dajmy na to – na Wołyń, tak moja matka z siostrami odzyskiwała, co jej się święcie należało. Co było jej wianem, przeszłością, rodowym dobrem, srebrną zastawą i portretami przodków w galowych mundurach.
Roiła sobie podobne fantasmagorie, mimo że ojciec woził ją do wsi, z której pochodził. Do której ona później woziła mnie. I która nie różniła się niczym od innych polskich wsi, to znaczy: była to nędzna, taplająca się w błocie, polska wieś, gdzie młodzi zabijali się na motorach, a starzy pili i bili żony. Wieś, po której hasały stada zdegenerowanych z powodu pokrewieństwa kundli. Gdzie w niedzielę zarzynało się kurę na rosół i dla uciechy dzieci pozwalało jej się biegać jeszcze z urżniętym łbem, z którego broczyła gęsta jucha; i co wrażliwsze mieszkanki owej wsi, komentowały, że dzieciom takich głupot nie powinno się pokazywać, a małżonkowie owych delikatnych kobiet rechotali, z czerwonymi od wódy gębami, i wrzeszczeli: „niech się gówniarze uczą”.
Samo to powinno mojej matce sygnalizować, iż owo dziedzictwo, o którym bajdurzył mój dziadek, żadnym dziedzictwem nie było, tylko aktem założycielskim kłamstwa, jak każde bajdurzenie o starych, dobrych czasach. I to, że mojemu dziadkowi udało się, w sprzyjających okolicznościach, kupić od Żyda kamienicę, nie zmieniało faktu, że urodził się w chałupie z klepiskiem, w brudzie, wśród zwierząt.
opowiadanie Kręgi pochodzi ze zbioru Mikroelementy (http://www.wforma.eu/mikroelementy.html)
© Łukasz Suskiewicz