Patrząc na sypiący śnieg, zastanawiam się, z jaką prędkością (bez wiatru) opada jeden płatek i jak długą drogę przebywa od nieba do ziemi – akurat ten jeden płatek, niepodobny do żadnego (to już „naukowo” stwierdzono). Temu gapieniu się towarzyszy inne popatrzenie – na skocznię. Właśnie wyleciał z progu ten jedyny taki człowiek i przez parę chwil trwa (choć – leci) w powietrzu. Każda z tych paru chwil jest wyjątkowa. Człowiek unoszący się w powietrzu. Odejmuję świadomości to, co jest przyczyną tego lotu – i to, co jest jego („tymczasowym”) celem. Nie pamiętam swoich urodzin, wiem, że śmierć ma dokończyć tę linię lotu, ale wtapiam się w chwilę (w tę „ach, jedną chwilkę”) bycia żywym. Ulotnym, lotnym.
© Bogusław Kierc