nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Jan Drzeżdżon Rotardania

Anna Frajlich Pył [wiersze zebrane. tom 3]

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Artur Daniel Liskowacki Zimno

Grażyna Obrąpalska Poprawki

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Uta Przyboś Coraz

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

Karol Samsel Cairo declaration

Andrzej Wojciechowski Nędza do całowania

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

MACHNIĘCIA, Lubliniący, czyli dzienniczek sprawozdawczy 7

2018-01-05 15:46

26 września 2016, 1

Zupełne rano.
Budzący się z myślą konferencyjną. Bezsenny, zmęczony i obudzon. Moja pokojowa klitka jak bunkier chłodna i nieludzko ciemna. Przecieram oczy. Mocz oddający. W ciemność idę na powrót do łóżka. Chwyta mnie myśl przezroczysta o tym, co mam za kilka godzin mówić. O przyszłości kształcenia polonistycznego – nie mam w sobie pełnej akceptacji dla dzisiejszej praktyki, dla szkoły w ogóle jako instytucji zbędnej, ale koncept daleki, futurologiczny kładzie mi się blisko w Lublinie. Patrzę na swój wewnętrzny obraz miasta żydowskiego, zmaltretowanego historią i ludzkimi krzywdami. Zapisuję ręcznie obrys futurologiczny, przykry raczej i kwaśny. Dla polskiego nie ma tu żadnych szans.

Wstaję i patrzę sobie się w lustro. Nie rozumiem tu swojej obecności, bo Lublin wymaga głębi i wejrzenia spokojnego, na które nie mam czasu. Po śniadaniu serwuję sobie spacer na UMCS. Schodzę w dół wąską jak żyła uliczką z rynku. Ciepło i chmurnawo. Szumi w dole szybka ulica z ludźmi i trolejbusami. Otwierają sklepiki, kawiarenki. Nagle huk motoru zapuszczanego w ciasnej uliczce robi się przerażająco duży. Odchodzący jestem od zmysłów. Tak rano.

© Maciej Wróblewski