nowości 2025

Maria Bigoszewska Gwiezdne zwierzęta

Tomasz Hrynacz Corto muso

Jarosław Jakubowski Żywołapka

Wojciech Juzyszyn Efemerofit

Bogusław Kierc Nie ma mowy

Andrzej Kopacki Agrygent

Zbigniew Kosiorowski Nawrót

Kazimierz Kyrcz Jr Punk Ogito na grzybach

Jakub Michał Pawłowski Agrestowe sny

Gustaw Rajmus Królestwa

Karol Samsel Autodafe 8

książki z 2024

Anna Andrusyszyn Pytania do artystów malarzy

Edward Balcerzan Domysły

Henryk Bereza Epistoły 2

Roman Ciepliński Nogami do góry

Janusz Drzewucki Chwile pewności. Teksty o prozie 3

Anna Frajlich Odrastamy od drzewa

Adrian Gleń I

Guillevic Mieszkańcy światła

Gabriel Leonard Kamiński Wrocławska Abrakadabra

Wojciech Ligęza Drugi nurt. O poetach polskiej dwudziestowiecznej emigracji

Zdzisław Lipiński Krople

Krzysztof Maciejewski Dwadzieścia jeden

Tomasz Majzel Części

Joanna Matlachowska-Pala W chmurach światła

Piotr Michałowski Urbs ex nihilo. Raport z porzuconego miasta

Anna Maria Mickiewicz Listy z Londynu

Karol Samsel Autodafe 7

Henryk Waniek Notatnik i modlitewnik drogowy III

Marek Warchoł Bezdzień

Andrzej Wojciechowski Zdychota. Wiersze wybrane

NOTES, Ciało pisarza

2016-08-04 16:04

Ciało pisarza. Zastanawiam się, jak często bywało ono przedmiotem estetycznego opisu i do jakiego opisu bywaliśmy w tym wypadku skłonni, jakich – zgubnych być może – nawyków opisywania ciał pisarzy nabraliśmy. Czy istnieje wobec tego literatura ciała pisarza, jej skatalogowana lub zupełnie nieuporządkowana historia, co więcej – czy są w niej zawarte momenty manipulacji, próby ideologizowania tego, co poddawane było transferowi treści. Czy w tego rodzaju opisie dałoby się utrzymać prawomocność kategorii estetycznej bezinteresowności, więcej: metafizycznej bezinteresowności? – o to chodziłoby mi najbardziej. Czy natychmiast raczej, pisząc o czymś podobnym, uzurpowalibyśmy swój temat, somatyzowalibyśmy go, odwoływali i przywracali z powrotem – całkowicie zmieniony jako broń na usługach wyższej, naszym zdaniem, instancji? Jak wypracowywać w sobie precyzję opisu, jego niespieszność, skrupulatność, pieczołowitość? Jak przyswajać zbawienne powolność i pasywność, które służyć mają całkowitemu oddaniu się detalowi, jakkolwiek nigdy za cenę przetopienia go w relikwię?

Wybrać jedną cechę, aby nią przeszyć, jak najprzenikliwiej, wszystkie istniejące w naszej twórczej wyobraźni ciała pisarskie. Powiedzmy: karnację. Znaleźć w sobie cierpliwość, by – aż do samego molekularnego dna przedmiotu – wypowiedzieć językiem nieistniejącego poematu imaginacyjnego prawdę opisu karnacji Marcela Prousta, Jamesa Joyce’a, Jacka Kerouaca, Anne Sexton. Zderzyć ich karnacje z karnacjami uderzająco odmiennymi, tak jak (zbyt rzadko, nazbyt rzadko) zderzamy wielkie pisarstwo z małym, teleskop z soczewką schodkową. A więc Marcela Prousta – z Dionizym Maliszewskim, chłodną karnację Proustowską z ciepłą karnacją Maliszewskiego, ponad wszystko inne bowiem czy nie jesteśmy dziećmi wygrzewającymi się w cieple jednego słońca? A co jeśli zlać ze sobą dwie karnacje, dwie barwy Joyce’a i Barańczaka, przelewać je w siebie, przetapiać z siebie, wyprowadzać z substancji w substancję? Powiedzielibyście: alchemia, meandryczna i niedorzeczna, słowiańska pseudo-alchemia… Karnację Kerouaca w karnację Seweryny Szmaglewskiej? Powiedzielibyście: zbrodnia. Karnację Sexton w karnację Aleksandra Minkowskiego? Albo i na odwrót. Karnację Poświatowskiej w karnację Kena Folleta? Mówilibyście: gwałt. Drogie w tanie, żeńskie w męskie. Tak, właśnie. Mówilibyście. Ja sam tak bym mówił na Waszym stabilnym miejscu.     

© Karol Samsel