Można rozmawiać o detektywie Rutkowskim i niespodziewanie, w tle, sformułować myśl dla siebie ważną, coś w rodzaju tego, po co człowiek żyje, chociaż dziwnie to powiedzieć. Nie mam argumentów racjonalnych, tylko żeby odzywać się po ludzku nawet do przestępczyń, które kosztują państwo ciężkie pieniądze, gdy państwo błądzi w śledztwie, gdy wszyscy popełniają błędy, a społeczeństwo ponosi straty. Nic na to nie mam, tylko o tym odzywaniu się. Wczoraj był sen o odjeździe, dziś o przyjeździe, jeśli się odjeżdża, trzeba dokądś przybyć, dlatego teraz Gertruda Stein spaceruje z białym pudlem po Paryżu i pisze tylko pół godziny dziennie, bo wszystko, o czym pisze, ma w głowie przez cały dzień. Nie przejmuje się ani nie zajmuje niczym innym, bo inności zajęłyby czas przeznaczony dla jej geniuszu, a mówi, że tak nie może być. Spaceruje więc, a potem wchodzi po schodach w czarnej, długiej sukni, siada na pół godziny i zapisuje autobiografię nie tylko swoją, ale wszystkich, każdego z nas. Sprawę z wszystkością powinnam wyjaśnić sama sobie, ale w tej chwili nie potrafię. Jest minus 19 celsjuszy, miasto zmrożone, białe spłachetki śniegu w rogach za żywopłotem, na kałuży twardy lód.
______________
Luty 2012
© Marta Zelwan