I cisnę się, przeciskam dłońmi, oczami, ustami, sama z siebie. Nie musicie mnie zabijać, ładnie proszę i słucham The Cinemtaic Orchestra, cały dom ze mną, chociaż nie zawsze tego chcą. I najbliżsi sąsiedzi, krowy, koty, dużo częściej ptaki i dzikie pszczoły. Widowiskowo i rozrywkowo. Potrzebujemy dodawania, mnożenia, dzielenia na decydujących, odchodzących i na każde słowo, które przepisuję wieczorami. Mam rację, że odrzucam krzyk, płacz i mamrotanie. Obce języki, wiara, że można mówić bezkarnie, zaciskać pośladki, lać wodę, by uświadomić sobie, co przywraca święty spokój. Bez wiadomości w nawiasach, znaków zapytania. Łatwiej jest patrzeć z lotu ptaka na ulicę, na świat. Bogaci i biedni wyglądają tak samo. Jak wszystkie śmieci na ziemi. Zagarniam je palcami. Upycham głęboko w gardło, dławię się. Już po wszystkim.
© Małgorzata Południak